sobota, 19 października 2013

Punkt przegięcia.

Matematyka to dla mnie przedmiot niepojęty.
Tym dziwniej się robi, kiedy okazuje się, że istnieje takie pojęcie jak - punkt PRZEGIĘCIA.

Ten tydzień był pełen niesprawiedliwych ocen, dziwnych oświadczeń, testów i kartkówek,  planowania, braku snu, oraz zwykłego, ludzkiego przecież zmęczenia.

Na jednym oddechu wyczekiwałam weekendu,
choć ze świadomością, że ledwo się zacznie, zaraz się skończy.

No i tak właśnie się stało.





Jestem całkowicie rozstrojona.
Tak jak zawsze byłam w stanie nawet przed czasem czekać na przystanku na autobus, tak w tym tygodniu 2 razy bym się spóźniła.

Nie czuję zmęcznia, a po samych moich oczach widać, że coś jest nie tak.
Znużona, zmęczona. Za mało czasu, zbyt dużo do zrobienia..


Tyle muszę zrobić, a mam pemanentnego lenia.

A do tego, ciągłe nagabywanie sprawdzianami.


Sytuacja z życia wzięta :

WTOREK - lekcja języka angielskiego. Niedługo sprawdzian. Omawiamy temat spoza zakresu tematycznego sprawdzianu.
CZWARTEK - lekcja angielskiego. test.
PIĄTEK - ponownie angielski. I zamiast po prostu dokończyć temat sprzed sprawdzianu...
KARTKÓWKA. Z wtorkowej lekcji.

Paradoks?
Nie. Życie.









Muzyka patriotyczna na lekcji plastyki?
No tak.

Rozumiem, że pani pedagog mogło zabraknąć czasu w zeszłym roku, na to by przerobić wszystko, ale muzykę mieliśmy jak już wspomniałam rok temu.

Szczerze powiedziawszy mnie lekcje plastyki nie zadowalają,

Być może mam zbyt wysokie wymagania, zważywszy na to, że wychowałam się w rodzinie artystów, ale żeby uczyć plastyki posługując się podręcznikiem ....


Bez komentarza.


Przecież w plastyce i w ogóle w sztuce chodzi o to, by posługiwać się wyobraźnią.
Żeby książka służyła jako drogowskaz, przewodnik, rodzaj inspiracji.
Nie da się nauczyć posługiwania się wyobraźnią,
przepisując notatkę z podręcznika.

Tak samo nie da się uczyć muzyki z książek.


Mam wrażenie, że niektórzy po prostu nie widzą różnicy pomiędzy matematyką,
a przedmiotami artystycznymi.




Jutro urodziny kuzynki.
Niewiele zdążę pewnie wcześniej zrobić, jeśli chodzi o tzw. "moją przestrzeń".

Muszę się pozbyć części rzeczy.
Będzie trzeba wkrótce posprzedawać stare książki,
albo przynajmiej znaleźć im nowe miejsce.
Część ubrań też już przeszła do lamusa.
Ale już mogę powiedzieć, że jestem z siebie dumna.
Przegryzłam się przez ten ochronny worek z własnych sentymentów i wspomnień,
żeby w końcu dorosnąć do tego, że dorastam i nic na to nie poradzę.

Książeczki z dzieciństwa od kilku tygodni należą już do mojego brata.
Podzieliłam je na półkach na te, które mi są nadal potrzebne i te, z których korzystać może mój młodszy.


Boże, ileż czasu już minęło.

Całe wczesne dzieciństwo narzekałam na brak rodzeństwa.
A teraz niemal stale łapię się na tym, jaka jestem złośliwa czy wredna.

To jest okropne, kiedy wiesz że robisz okropne rzeczy, ale tak Cię to samego boli, że ciężko Ci się przyznać do błędu.

To jest uczucie z serii tych zżerających Cię od szpiku kości.
Drapiesz się, lecz ból siedzi pod skórą.
Tam gdzie nie możesz się dostać.




Dziś wyjątkowo nie boję się nadchodzącego spiesznie poniedziałku.
Jestem go w stanie przeboleć.
Nawet i ten durny WF o godzinie 7.


Dziś jestem silniejsza duchowo.
Ale to chyba tylko dziś . . .  :)


Na deser - Cold Desert, Kings Of Leon.
Jedna z najprawdziwszych i najpiękniejszych piosenek, jakie kiedykolwiek słyszałam.



Grażka

2 komentarze:

  1. To tak przyjemnie męczące... Uwielbiam czytać twoje posty, uśmiechać się do monitora - jak na rasowego dziwaka przystało - i mieć wrażenie, że ktoś opisuje za Ciebie twoje życie, tylko z drobnymi zmianami, żeby się nie wydało o kim jest tekst. Uwielbiam Cię ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nadal nie mogę uwierzyć, że jest ktoś kto patrzy na świat w tak pododbny sposób. A niby każdy jest taki wyjątkowy . . :D

      Usuń