sobota, 5 kwietnia 2014

Przesilenie.

Głowa pęka na pół.
Odzyskane wspomnienia.

Pierwsze dni wiosny, pachniały tak cudownie.

Tymczasem rychło przypomniałam sobie, za co tak nie cierpię przedwiośnia.
Raz słońce, raz deszcz, raz wiatr przygniatający do ziemi.
I ciśnienie skacze to w górę, to w dół.


Mam doła.

Bo nie mogę się do takich rzeczy przyzwyczaić.

W przeciwieństwie do miejsc, w których przebywam.
Dlatego, ku niezadowoleniu mego rodzica, muszę przyznać, że już zdecydowałam,
gdzie planuję spędzić kolejne 3 lata mojego życia.
Znacznie bliżej, niż mógłby to sobie ktokolwiek wyobraźić.





Mimo wszystko, mimo tej całej drażniącej moje zwoje wariacji atmosferycznych,
z ogromną przyjemnością spaceruję ostatnio osiedlami, które jak dotąd tylko mnie odpychały.

Tam gdzie brak perspektyw miesza się z spokojem i zapachem starości
Gdzie między trawą i fiołkami, rośnie pietruszka.


A nienawistne napisy na ścianach,
konfrontuje się z muralami na podstawie dzieł patronów poszczególnych ulic.

Studenci których nie stać na mieszkanie w centrum, oraz cały ten margines społeczny który obejmuje wszystkich tych kiboli, dilerów, żeńskie pustostany i inne łyse pały ze swoim haremem. Oczywiście mieszkają tam też rodziny z dziećmi, ale często jest to także odsetek potomstwa łysych pał.

Takie skrajności, które dziś wydają mi się czymś normalnym, bo niemal codziennie spotykam się z ludźmi tamtego świata, przechodzę przez te ciasno rozstawiane bloki.
Mimo, że to o ludziach takich jak ja, mówi się tam jako o "tych z nowego osiedla",
które przecież już dziś nie jest takie nowe.

Kolejne paradoksy.
Skrajności, które jednocześnie się przyciągają i odpychają.

Ludzie z innego świata, którzy tak naprawdę niewiele się różnią.



Wystarczy nie patrzeć tak powierzchownie.




W dzisiejszych czasach, nawet samotność jest tak połowiczna.

Tak samo jak jawna kradzież
i to za zgodą właściciela.
To znaczy za POŁOWICZNĄ zgodą właściciela.

Jakby to ująć - w kupie siła.

Masy zwyciężą.
Bo jeśli płytkie masy czegoś chcą nie jest im w stanie nic wartościowego stanąć na drodze.


Najbardziej uderzające jest to, że na Ukrainie nadal mieszkają ludzie, którzy są zwolennikami Lenina, Stalina. Którzy są Ci w stanie prosto w oczy powiedzieć, że gdyby oni nadal żyli, w kraju panowałby ład i porządek. Nie byłoby konfliktów i bezrobocia.

I w ogóle żyłoby się lepiej.

Paradoks?

Niekoniecznie, ale lubię to słowo, więc postanowiłam go użyć.
Ono właśnie zawiera właśnie to, co mnie fascynuje.

Łączy w sobie dwa skrajne punkty, dwie odmienne tezy.
Buduje most pomiędzy dwoma wrogimi plemionami.

Cudowne.
I tak oderwane od rzeczywistości.


Że aż spójne.










" Cierpki smak dzieciństwa,
dziś jest słodyczą.

Mydło już nie zalatuje nudą.

Dziś chcemy być ważni.
Wiosna przeminęła.


Siwe nitki babiego lata oplatają moją głowę.

Burze się skończyły.
Teraz tylko deszcz. "


Nastoletnie głowy.


To chyba jeden z moich lepszych wierszy z ostatniego czasu.
Takie momenty zamyślenia przychodzą do mnie niespotykanie rzadko.
I zazwyczaj wtedy, kiedy raczej nie powinnam skupiać się na przemyśleniach.



Gryzący podniebienie smak fedora.

Tak właśnie smakują wizyty u Dziadków.
Niezmiennie odkąd pamiętam.

Sama - nie przepadam.
Ale same spotkania, na pewno są czymś bezcennym.
Konfrontacja naszego postrzegania świata z obcym, choć tak bliskim.
Młodego ze starzejącym się.



Mam nadzieję, że kiedyś, kiedy ja też będę się starzeć, będę dobrze wspominać te chwile.
I mówić, o przeszłości moich dziadków z dumą.
Bo to poniekąd także i przeszłość, mojego nazwiska.


Tą którą buduję każdego dnia :)




Ja to jestem jednak cholernie naiwna.

Pływając w basenie akceptacji, komplementów i pozornej przyjaźni,
zapomniałam że niektóre baseny są puste i mają
w głębokim poważaniu czyjeś uczucia.

Wystarczy moment,
kiedy słyszysz całą prawdę.

I ona otwiera Ci oczy.



Zabawne, że ta prawda zazwyczaj nie jest przeznaczona dla Ciebie.


Przyznaję bez bicia, że potrafię się wkurzyć.
Ale - tak jak i mój rodzony ojciec, niepowodzenia spoza domu,
przenoszę właśnie tu.

Gdzie przecież powinnam czuć się o wiele swobodniej,
spokojnie i być po prostu i zwyczajnie zrelaksowaną.
Tymczasem zamiast wygarnąć tym, co powodują moje negowanie wszystkiego,
siedzę cicho.

Wręcz udaję, jak głupia że wszystko jest po staremu.
Choć sobie obiecuję, że nie dam sobą pomiatać nadal nic się nie zmienia.



Tak jak moje uwielbienie do pewnych ludzi.
Naprzykład do takich, którzy obchodzili, lub obchodziliby urodziny.
Albo właśnie mija ich rocznica śmierci.







56, 35, 30 i 20.

Magiczne cyfry.
A pod każdą z nich kryje się inna historia.

Od aktorów, przez muzyków.

Gary Oldman, który potrafi zagrać wszystko.

Heath Ledger, który choć odszedł niewątpliwie przedwcześnie, dla mnie osobiście, był przykładem na to, ile można osiągnąć, jeśli się tylko tego pragnie.

Cudowna Jessie Baylin, której muzyka w konfrontacji ze zdecydowanie innym gatunkiem 
(i jego pochodnymi) którego dotychczas kurczowo się trzymam, sprawia, że naprawdę chce mi się śpiewać.

I Kurt. Człowiek bez którego inspiracji i twórczości, pewnie nie byłoby mnie takiej, jaką jestem teraz. Bo do pewnej cząstki mnie to wszystko trafiało.
I jestem pewna, że ta cząstka jest gdzieś tam głęboko.

Wewnątrz mnie.


A wewnątrz mnie siedzi ostatnio kilka utworów.
Np: Nobody Asked Me (If I Was Okay), Sky Ferreiry, My God Is The Sun, Queens Of The Stone Age, If I Could Change Your Mind, Haim i

Kolejne paradoksy.
Myślę, że paradoks to jest właśnie ta myśl przewodnia dzisiejszego wpisu.

I na tym zakończę.
Bo jest już trochę za późno na inne refleksje ;)


Pozdrawiam i do następnego wpisu,

Grażka




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz