sobota, 15 marca 2014

Wyrzutek sumienia.

Ciągnie się za mną jak sznurek przywiązany ciasno do ogona.
Krew odpływa, skóra cierpnie.

I mimo tych wszystkich bardzo miłych poniekąd zapewnień, czuję się winna.
A jest zdecydowanie za późno na reakcje.



Zważywszy na zbierającą się od jakiegoś czasu moją kolekcję zdjęć i gif'ów w czerni i bieli, postanowiłam dzisiejszy wpis zaopatrzyć właśnie nimi. Jest to także swego rodzaju aluzja co do ostatnich warunków pogodowych. Deszcz i wiatr zdecydowanie źle na mnie działają.





Sama nie wiem czego chcę.

Skończyłam w ciągu jednego posiedzenia czytać "Kod Leonarda Da Vinci" i przez resztę czasu nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nie lubię chorować. Ale tylko wtedy, kiedy naprawdę nie mam na siebie pomysłu.



Wiersze przestałam pisać.
Jeżeli w ogóle coś wpada mi do głowy, to zaraz wypada.

I nie wraca.




Po nartach czułam się jeszcze bardziej połamana niż ostatnio.
Mimo, że w końcu się wyluzowałam, ciężki topniejący śnieg sprawiał, że nogi miałam cięższe niż gdyby były obie w gipsie. Mimo wszystko ostatni w tym sezonie wypad na narty zaliczma do tych udanych. Wracałam z tamtąd zmęczona, ale zadowolona. Wpatrując się w ciemniejące z każdą minutą niebo, oczy ze zmęczenia zamykały mi się same...













Nie lubię zarażać innych.
Nie w sensie optymizmu, czy czegoś w tym rodzaju, choć i tak tym nie potrafię zarażać.
Chodzi o aspekt zdrowotny. W tym przypadku przydałaby się izolatka.

Najlepiej z książkami, dużą ilością płyt i lodówką pod ręką.
Gdzieś gdzie możesz w spokoju chorować, bez obawy o swoje zarazki.
A raczej o ich rozprzestrzenianie.



No i w ten oto sposób wyszło na to, że tydzień ten spędziliśmy w trójkę.


Ja i moi oboleli z różnych przyczyn rodzice.
Dusiliśmy się razem we własnych zarazkach, faszerując się niezliczoną ilością specyfików na odporność a w końcu i z pomocą antybiotyków. I one się w końcu skończą, a wtedy i mnie przyjdzie wrócić do mojej osobistej szarej rzeczywistości jaką na ten moment jest szkoła.

Zdaję się, że ominął mnie sprawdzian i być może coś jeszcze.
Wszystko okaże się w poniedziałek.

W ten jakże cudowny, ukochany przez wszystkich, poniedziałek.













Świat oszalał.


9,90 za 50 gramów podrobów kawowych.

Ja sama ostatnio jestem zakochana w połączeniu kawy rozpuszczalnej i czekolady.
To wszystko w tzw. ekspresówce, czyli zagotuj, zalej, wymieszaj.

Sama nie jestem specjalnie zadowolona z mojego gustu do kawy, ponieważ w moim domu kawa, jest swego rodzaju rytuałem codzienności. Czymś, bez czego dzień nadal jest dniem, ale innym. Dlatego po cichu liczę, że za jakiś czas mi się zmieni.

Mój kręgosłup się wyprostuje (oczywiście nie na tyle, by wyprostować jego naturlaną krzywiznę) i będę na tyle dorosła, by w pełni zrozumieć wszystko to, co teraz jest dla mnie nie jasne, co teraz wydaje się być zbyt gorzkie by przetrawić.


Mam do przeczytania "Inferno", muszę koniecznie załatwić kilka spraw, które odkładałam od dawna, uspokoić myśli, pozbierać wszystko w jedną całość i w końcu się ogarnąć.

Zebrać i zająć się tym co najważniejsze.




I w końcu się zrelaksować.
Tego chyba najbardziej mi brakuje.







Wciąż jestem pod wrażeniem Temple i przekazu jaki na mnie wywiera.
Do moich ostatnich odkryć zaliczyć mogę też California Waiting i 
You're Not The One Sky Ferreir'y.

Zaskakujące połączenie fali elektroniki, alternatywne brzmienie i jej głos.
To ma sens. I to właśnie chcę słuchać.
Razem z nią, Jessie Baylin, i jeszcze kilkoma dziewczynami, które naprawdę potrafią śpiewać, tworzy feministyczną część mnie. Brzmi naprawdę niesamowicie :)






Ponad tydzień temu 44 urodziny obchodził facet, który pokazał mi, że gitara naprawdę potrafi mówić, gdy tylko dasz dojść jej do głosu. Wtedy jego solówki, miały na mnie ogromny wpływ, na moją osobowość, otworzyły mnie na nowe gatunki. Na funk i Red Hot Chili Peppers. Zainspirowana jego muzyką zaczęłam się wręcz zastanawiać nad nauką gry na gitarze. Do tego jednak nie doszło, być może i lepiej.

Kto wie, czy zdania nie zmieniłabym szybciej niż je podjęłam.

W każdym razie wszystkiego najlepszego, John.
I choć co prawda dziś fascynuję się z goła innymi rzeczami, jako żywy przykład sentymentalizmu w pigułce, niejednokrotnie wracam do moich poprzednich fascynacji.


Zbieram mój osobisty kosz inspiracji ;)





Czas najwyższy kończyć.
Komputer się grzeje i mnie samej też na samą o tym myśl robi się gorąco.


W każdym razie życzę wszystkim szybko mijającego tygodnia,
bo mnie to napewno się przyda. Pozdrawiam ;)


Grażka




2 komentarze: