sobota, 4 sierpnia 2012

Uff.

Minął kolejny, intensywny tydzień. Na prawdę duużo się działo. Wiem. Trochę zwlekałam z napisaniem notki, ale w sumie nawet dobrze, bo dzisiejszy dzień nie wypadałoby wręcz opisać.. ;)

A więc co takiego się działo w czasie tych 11 dni od ostatniego wpisu?

Zacznijmy od tego, że tydzień temu zorganizowaliśmy małą imprezę imieninową Babci. Piszę "małą", bo nie zaprosiliśmy wielu gości - przyszli Iga, Filip i ich dziadkowie. Był tort orzechowy, były drobne upominki, był tymbark i całkiem sporo rozmów.
Po dłuższym posiedzeniu przy stole, ruszyliśmy grupką ( ja, Iwo, Iga i Filip ).
Całe popołudnie upłynęło całkiem spokojnie m.in: na łapaniu już nie takich małych kurczaków...
... a później na robieniu tego typu zdjęć.




Wiem. Jakiegoś głębszego sensu nie mają, ale nie wszystko musi mieć jakikolwiek sens...

A co było później?
A później była - z początku słoneczna, a potem burzowa - niedziela.
A po niedzieli był poniedziałek i popołudniowa wycieczka po sklepach i ogólnie po mieście.

No i wtorek... ( tak, własnie wtedy miałam napisać kolejny wpis )
A we wtorek byłam podwójnie nad jeziorem. Raz - przed południem z Igą, Filipem, ich rodzinką i... z Lizą.

No i tu jest nowość, bo długo ale to długo się nie widziałyśmy. Ze 3, może 4 lata...

W każdym razie, siedzieliśmy sobie spokojnie nad jeziorem, graliśmy w piłkę w wodzie ( trzy, albo cztery razy piłka wpadła nam w tzw. szuwary i trzeba było niestety za każdym razem po nią iść, zagłębiając się coraz bardziej w muł, glony i inne paskudztwa.. :p  ale mimo wszytsko było to nawet zabawne ), kiedy znikąd dzwoni telefon. Okazało się, że też jest w tym momencie nad jeziorem i że możemy się spotkać.
Cała ta sytuacja była trochę bez sensu, ze względu na to, że.. no nie spodziewałam się tego.
W każdym razie spędziliśmy tamto około-południe razem z Lizą nad jeziorkiem.


A po szesnastej - jezioro po raz kolejny. Tym razem z Iwo, Mamcią i Babcią. 
Dla Iwo był to pierwszy taki wypad w te wakacje, więc nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że uśmiech nie spełzł z jego twarzy, do momentu w którym musieliśmy wracać.
Nie powiem - było naprawdę przyjemnie.
Chłodny wiatr, słońce i my...



Tak też było następnego dnia gdy pojechaliśmy nad wodę po raz kolejny.
No może było odrobinę goręcej..

Następne dni były jeszcze bardziej intensywne od poprzednich - cały czas coś się działo.
A co się działo?
Ano spotkałam się z Lizą. Porozmawiałyśmy, pobawiliśmy się z Iwo w chowanego, porysowałyśmy... Ogółem - robiłyśmy to, co 4 czy 3 lata temu.

Napstrykaliśmy sporo zdjęć - głównie związanych z kurami, ale to chyba nie problem.. :>

Ale wracając do początku wpisu, czyli do tego, że dzisiejszy dzień przejdzie do historii...
A mianowicie...

Dzisiaj wykluły się pierwsze 4 pisklaki z 17 jajek.
Na razie maleńkie i delikatne, ale już niedługo będą biegać po podwórku.
Są śliczne...



Ale to nie wszystko! Dziś - zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią,
minął pierwszy-inauguracyjny dzień TARGÓW DOMINIKAŃSKICH.
Wybraliśmy się późnym popołudniem i po drodze spotkaliśmy Igę i Filipa wracających właśnie z targów, razem ze swoimi zdobyczami i uradowanymi kuzynami.. ;)

Ja też nie próżnowałam i wróciłam do domu z 1/4 całej sumy którą zabrałam.
Kupiłam kolczyki w kształcie pomarańczy i ciasta z modeliny, szklane kolczyki jabłuszka i śliczny, postarzany zegarek na łańcuszku, którym to zainteresowałam się dzięki Idze, która kupiła właśnie na targach podobny, Filipowi.


Cudny.. :3


A przecież na targach jest dużo więcej takich różności. Od wełnianych czapek i szalików, przez ręcznie robioną biżuterię i ogólnie rękodzieło, po gofry i chleb ze smalcem.
W każdym razie, myślę że każdy znajdzie tam coś dla siebie.

Kończąc... Jak opisałabym w skrócie cały ten czas?

Na pewno:
- parokrotnie wykąpałam się w jeziorze
- spędziłam radośnie czas z moim braciszkiem, rodzinką i przyjaciółmi
- łapałam kurczaki
- robiłam dużo zdjęć
- odnowiłam znajomości
- byłam świadkiem wyklucia przecudnych kurczątek
- i dołączyłam kolejne kolczyki do mojej liczącej ponad 40 par, kolekcji... :>

No cóż. Taka jestem, takie jest moje życie i taki jest mój świat...

Dobranoc.

Grażka

1 komentarz:

  1. ...założę się, że bogactwo tego "twojego świata" - emocji, przeżyć i doświadczeń jest w ogromnej części trudne do "ubrania" w słowa... ale to szalenie cenne, że próbujesz słowami te emocje i przeżycia wyrażać!! Bo wyraz emocji można by przyrównać do czubka góry lodowej - której większa część skrywana jest pod powierzchnią oceanu niewyrażalności... po prostu słowa są za mało pojemne, aby wyrazić głębię i istotę tego, co doświadczamy indywidualnie i personalnie... Ale dla ludzi z wyobraźnią wystarczy "czubek góry lodowej" aby wyobrazić sobie jak wiele jeszcze jej istoty skrywa się pod powierzchnią... dziękuję Ci za to!

    OdpowiedzUsuń