sobota, 9 marca 2013

Uśmiech z lustra

Zbawienne działanie (cyt.) "wyrazu twarzy, powstającego przez napięcie mięśni po obu stronach ust", jak pisze ciocia Wikipedia znamy chyba wszyscy.
Lepsze samopoczucie, większa samoakceptacja...
Wychodzi na to, że lepiej jest się uśmiechać.

Znamy jednak również takie określenia jak: śmiech przez łzy, koń by się uśmiał i t.p.
No to jak jest z tym śmiechem?
Chyba najłatwiej jest po prostu nie ograniczać się jedynie do uśmiechu przed lustrem,
ale raczyć nim również ludzi dookoła siebie.

W ostatnim czasie uśmiech stał się rzeczą, która spotykała mnie codziennie.
Raz z politowaniem, raz przez te wcześniej już wymienione "łzy", kolejny raz bez przekonania, z radości, z goryczy i ten tak ubóstwiany przeze mnie - sarkastyczny.

Muszę przyznać, że ten tydzień należał do ciekawszych jakie zdarzyło mi się w ciągu dłuższego czasu, przetrwać bez załamania. Nie no, aż tak źle nie było.
Po prostu jestem szczerze zadowolona z ostatnich 7 dni.

W niedzielę po raz kolejny już w życiu, starałam się nauczyć jeździć porządnie na nartach.
Wyszło mi to chyba całkiem nieźle, tym bardziej że jeszcze w zeszłym roku jeden zjazd zajmował mi ok.20 minut. I mówimy tu o małym płaskim wzniesieniu, bo nie można było tego nazwać inaczej. Jest lepiej, dużo lepiej. I mówię to całkowicie obiektywnie, choć w moim wykonaniu różnie to wygląda.





Aż chciałoby się powiedzieć : ach, te włosy.
Od razu przypomina mi się dyskusja, którą odbyliśmy klasowo pod koniec kolejnej ciekawej lekcji religii. Temat dyskusji - DŁUGIE WŁOSY, A BYCIE "PEDAŁEM"
Dla mnie jest to strasznie puste, no nie wiem, może i nawet po trochu seksistowskie, bo równie dobrze o wszystkich tych, którzy słuchają n.p: Guns n' Roses, albo Metallici, lub nawet Nirvany można by powiedzieć, że są fanami pedalskiej muzyki.
Mnie szczerze się to nawet podoba i wcale tego nie ukrywam, tym bardziej że sama też mam włosy do połowy pleców. 
Na koniec dyskusji, wyszło że skoro tak, to my wszystkie (mam tu na myśli dziewczyny), również jesteśmy pedałami. Muszę przyznać, że jestem dumna z postawy damskiej części mojej klasy, bo większość z nich jest dość konserwatywna i mają w wielu sprawach odmienne podejście niż moje.

Reasumując byłam i jestem nadal pozytywnie zaskoczona przebiegiem końcowym całego tego galimatiasu.



Dzisiaj, patrząc z perspektywy czasu, traktuję pewne rzeczy mniej poważnie niż wcześniej.

Szczególnie jeśli chodzi o rzeczy, które mnie dotyczą. Na przykład jeśli chodzi o muzykę.
Oczywiście nadal potrafię zaczerwienić się z góry na dół, jeśli ktoś obraża to czego słucham, mówiąc że to jakaś lipa. Ale ja tak po prostu mam i niewiele mogę z tym zrobić.

Na zakończenie, jak zawsze polecę muzykę na dziś - tym razem Stone Cold Bush,
i po raz kolejny składam spóźnione życzenia urodzinowe. Tym razem dla Johna Frusciante.

Za absolutnie genialną grę na gitarze, osobowość, burzliwą przeszłość, która szczególnie działa na wyobraźnię kogoś takiego jak ja i teraźniejszość. Bo koniec jednego, wcale nie musi oznaczać końca wszystkiego.
Wszystkiego najlepszego, John.

Grażka


2 komentarze:

  1. To już staje się nudne.
    Kiedy czytam co tu zamieszczasz myślę "O, haha, nie no, to głupie; jak my możemy się aż tak zgadzać, przecież znamy się tylko z internetu. Nawet się nie konsultujemy. To trochę przerażające." Adekwatnie do przytoczonego fragmentu moich czasem psychotycznych myśli nadal nie mogę uwierzyć, że widzę w Tobie umysłową siostrę. Nie wiem jak dwie osoby praktycznie w ogóle się nie znające mogą aż tak identycznie myśleć. Czytam dalej, bo muszę utwierdzić, albo strącić się z pozycji na której stoję, logicznie mówiąc; muszę przekonać się do wysuniętej przeze mnie teorii bliźniaczych mózgów ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że zdaża się że niektóre osoby myślą w bardzo podobny sposób, ale jak się nad tym zastanawiam, to to rzeczywiście jest z deczka dziwne ... ;D /bliźniacze mózgi - ciekawe określenie :D/

      Usuń