sobota, 18 stycznia 2014

Rosół z kury.

Zimy brak.

Mam wrażenie jakby była jesień.
Brzydka, paskudna, ohydna i obrzydliwa jesień.


Cieszę się zimowymi butami, których nie będę miała okazji przetestować.
Czuję się jak dziecko, które dostało sanki w połowie sierpnia.

I tak jak to dziecko - noszę je, choć na termometrze jest 10 stopni.



Zbliża się koniec semestru.
Zbliżają się ferie.

I już wiem, że pewnie nic nie będę robić.
Bo co to za radocha, jeździć na nartach po 2 centymetrach sztucznego śniegu..




Zasypiam na lekcjach.
Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzało.

Skrajne zmęczenie?

Kto wie. Może.
Co prawda czasem nie miałam na nic siły, ale tak czerwonych oczu rano nie miałam jeszcze nigdy. Szok, przerażenie i pytanie - Jezu, co się ze mną dzieje..


Ale przyznaję, że nie śpieszyło mi się ostatnio do spania.
I nie spodziewam się, że to szybko się zmieni.
Końcówka semestru oznacza mnóstwo nauki, poprawek, odpytywania i zbierania brakujących punktów. Ale już na ten moment mogę stwierdzić, że jest lepiej niż w zeszłym roku. Być może nie znam jeszcze wszystkich proponowanych ocen, ale naprawdę jest nieźle.
Podniosłam się z angielskiego, matematyki byłam przed ten tydzień pozbawiona (dzięki Ci Panie Boże), więc trochę się obawiam konfrontacji, ale mam nadzieję, że nie jest zbyt źle.
Najwyżej będę się pocieszać świadomością, że to dopiero półrocze.

Za pół roku dopiero będę mogła zacząć się martwić.



fot. by Mario Testino






" Zamykam oczy,
a nie przestaję go czuć.

Przepływa między palcami,
ogrzewa serce.

Próbujemy zamknąć go w klatkach,
zdobionych jak ramy obrazów.

Ale się wymyka.
Szuka lepszego domu.
Niszczy domostwa.

Płonący stos pełen ludzi.


Kocham, potrzebuję,
boję się dotknąć.

Nikt nie chce przekroczyć granicy,
a robimy to każdego dnia. "


Ogień, 30.12.13



Napisałam ostatnio coś naprawdę fajnego (nie cierpię używać tego słowa) i nie mam pojęcia, gdzie to jest.. Pisałam w szkole, a więc na luźnej kartce.


Tak więc, jeśli ktoś znajdzie jakieś pierdoły w formie wiersza białego, na kartce w kratkę wyrwanej z zeszytu, nie zatytułowane w żaden sposób, to uczciwego znalazcę proszę o zwrot.
Nagrody nie będzie.

To co napisałam nie jest warte niczego.








Jestem zszokowana ilością urodzin w styczniu.
Nie tylko wśród znanych, ale także wśród moich znajomych i najbliższej rodziny.

W zeszłym tygodniu - urodziny jednej z moich koleżanek, tego samego dnia Jimi'ego Page'a i następnego mojego rodzonego Ojca.
Z początkiem tego tygodnia - urodziny Caleb'a Followill'a i tego samego dnia Dave'a Grohl'a (!), mojej kochanej Mamusi i pod koniec kolejnej kumpeli ze szkoły oraz jeszcze dwóch innych osób ze szkoły w tym naszej nauczycielki historii... Tak, śpiewaliśmy jej sto lat.
I nie skomentuję tego w inny sposób.


Po prostu życzę wszystkim koziorożcom i nie tylko koziorożcom,
po prostu wszystkim obchodzącym w styczniu urodziny, wszystkiego najlepszego.

Spełnienia, wiary w siebie i swoje możliwości, szczęścia i życia takim jak chcielibyście je przeżyć. 









A ja jutro spędzę dzień z książkami.

Przepisując, ucząc się, uzupełniając braki, myśląc jakie to moje życie jest beznadziejne i dlaczego akurat mnie zwaliło się w tym tygodniu tyle na głowę. Z pewnością nie tylko mnie, ale zawsze można się trochę pokatować. Najwyżej stracę trochę czasu i w poniedziałek obudzę się z przysłowiową "ręką w nocniku". I oczywiście z czerwonymi jak rzodkiewki gałami.

Ach, żeby te książki były chociaż ciekawe ... :c





A! No i Kate Moss miała urodziny 16 stycznia.
Zawsze mi się podobał jej typ urody.

Nie zbyt wysoka, piegowata i z wyjątkowo ciekawymi oczami, jak na tak nieciekawy kolor oczu jakim jest brązowy. Chciałabym wyglądać podobnie w tym wieku.
Nie żeby była jakaś stara, ale w dzisiejszych czasach młodzież starzeje się (czyt. dorasta) szybciej...



Będę chyba kończyć, bo planowo nie miałam tu spędzić tyle czasu ile spędziłam.
Tak to jest jak się nie wchodzi do internetu przed kilka dni.

Muzykę na dziś dodaję z dedykacją:
- po pierwsze dla mojego chorego (bez dwuznaczności) Ojczulka, z okazji minionych urodzin;
Kings Of Leon, Knocked Up. Moim zdaniem w najlepszej wersji koncertowej.

- po drugie dla mojej Rodzicielki, bez której wsparcia i rad byłabym najpłytszą dziewczyną jaka może być, z nieustającą depresją i problemami natury migreno-podobnej;
Happy, Pharrell'a Williams'a czyli piosenka-odkrycie zeszłego roku.


A co mnie ostatnio chodzi po głowie?
Bo przecież nie wszy, czy inne kleszcze.

Kolejny koncert Kings Of Leon w Polsce.
Będzie w tym roku.

W Warszawie.
Na Narodowym.

Data - wręcz jak w moje urodziny.
Marzeniem byłoby móc pojechać.
Ceny biletów - no cóż. W końcu to Stadion Narodowy.
Ale byłoby cudownie pojechać. I mam nadzieję, że się uda.

A jak nie w tym roku, to w następnym.
W końcu musi się udać.

Bo to jeden z niewielu zespołów działających współcześnie (nadal wydają płyty), na których koncert chciałabym pojechać. Bo wśród tego powszechnie i miłościwie panującego nam chłamu, ciężko jest znaleźć coś co ma prawdziwą wartość.
I cieszę się, że umiem ją odróżnić.

Pozdrawiam i do następnego wpisu :)

Grażka




1 komentarz:

  1. Jak ja uwielbiam czytać twoje wpisy... Ubóstwiam to zdziwienie i ciepło w żołądku, które już powinno mi przejść, kiedy wyłapię coś nowego w czym jesteśmy jak odbite przez kalkę.
    Uhh... zasypianie na lekcjach, mnie zdarza się często, ale co tam, mój problem ze spaniem jest jak młodszy brat - przywykłam.
    Tak, śnieg oczywiście nie raczył nas zasypać, bo po co, lepiej mieć pół roku jesień i ferie zimowe spędzić na tyłku, bo albo leje, albo już lało i wszędzie jest błoto... Przynajmniej za moim oknem.
    U mnie semestr też wypadł nieźle, pomijając obniżone zachowanie za obrzucenie obelgami kilku nauczycieli i księdza... W sumie zasłużyli, ale co tam.
    Wierszyk przeczytałam kilka razy, bo jak wszystkie inne jest świetny pod każdym względem i jak wszystkie inne przypomniał mi wszystkie moje wypociny, które nadają się na zrobienie ogniska na środku pokoju.
    Oczywiście, w moim otoczeniu też mnóstwo ludzi ma urodziny w styczniu, ale połowie z nich nie chciałabym składać życzeń, bo już nigdy by się do mnie nie odezwały... Zaskakujące, jak wiele osób myśli, że są moimi przyjaciółmi.
    No nic, ja też już kończę, bo zaraz zacznę wylewać tu wszystko co mnie od środka zżera i wyjdzie na to, że wcale tego nie dodam.
    Na koniec tylko pozdrawiam i życzę jak najlepiej spędzonej reszty szkolnych dni i choć trochę frajdy z zimowych ferii.

    OdpowiedzUsuń