Dzięki Ci Panie Boże za te wolne dni, którymi nas obdarowałeś.
Tylko śniegu znowu brak.
Tak, znowu.
Zazdroszczę mieszkańcom miejscowości zasypanych po czubek śniegiem.
Chętnie bym tak utknęła. Na kilka dni.
Z dala od rzeczywistości i ludzi.
Cudownie.
A wokół, melancholijnie pada śnieg.
Zmiany, zmiany...
Np. podziału godzin.
Z nadzieją czekam jakiejś odmiany, dzięki której w tygodniu w końcu zacznę się wysypiać.
Byłoby miło. Mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa, bo nie tylko mam trochę więcej wolnego czasu, ale i objawy atopowej skóry przestały mi już dokuczać.
Na razie.
W sumie, jak na to spojrzę z innej strony to nie jest aż tak źle.
Patrząc na zdjęcia innych ludzi, którzy mają ten sam problem, zmalałam.
Ze mną nie jest i nie było aż tak źle.
Wystarczy przestać drapać ;)
" Błędny wzrok wędruje po widnokręgu.
Prześmiewczo udajemy, że nas nic nie rusza.
Sercem dorośli,
głowa kiwa się jak u niemowlaka.
Czekamy na przystanku,
na poryw dorosłości. "
Młodzi, 27.01.14
" Ach, długo jeszcze poleżę
W szklanej wodzie, w sieci wodorostów,
Zanim wreszcie uwierzę,
Że mnie nie kochano, po prostu.
***
" Nie widziałam Cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz widać można żyć bez powietrza. "
Ofelia i Miłość.
Dwa wiersze (w kolejności) Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej.
Tak, wiem że to właściwie już teraz można powiedzieć, że "przedpotopowe"
ale w tych wierszach jest coś takiego, że aż chce się je czytać.
Niesamowite, że pisała je autorka żyjąca w Dwudziestoleciu Międzywojennym, a podobają się jeszcze niewykształconym umysłom XXI wieku, takim jak ja.
Boże, chciałabym umieć tak pisać.
Tak, aby kończąc wiersz, wcale go nie kończyć.
Aby zakończenie pisało się samo w głowach odbiorców. Żeby zaskakiwało.
Wybałuszało oczy.
Muszę zacząć czytać.
Czytałam trochę w ciągu ostatniego tygodnia, ale nie na tyle bym mogła być w pełni usatysfakcjonowana. Brzmi to trochę tak jakbym się zmuszała, co?
Ale to tylko tak brzmi.
Po prostu kiedy tylko mam plan, żeby wziąć książkę do ręki - na przykład rano,
nagle okazuje się, że już nie jest rano, tylko południe i czas najwyższy zjeść śniadanie.
Koniec z tym. Choćby się waliło, paliło, grzmiało, lało i ciekło ....
Czas w końcu czytać.
Ostatnie dni to przede wszystkim urywanie się z domu.
Nagłe urywanie się z domu.
To wizyta u Dziadków, spóźniona ale jednak, to następnego dnia kino z dzieciorami.
Mój kochany braciszek, jest taki normalny. Aż byłam w szoku :D
Mam cichą nadzieję, że jeśli przytrafi mi się taki cud w życiu, znalezienia sobie kogoś kto mnie zrozumie i nie będzie się patrzył na mnie jak na wariata i będę miała dzieci, to nie będą one tak teatralne i chwilami tak nieposłuszne i wręcz niemiłe dla swoich rodziców, co te które przyszło mi spotkać lub zobaczyć, zza szyby.
Generacja nowo-twórców, ludzie żywcem wyjęci z PRL (nie tylko wyglądem), nadprzyrodzone upodobanie narodu polskiego do naśmiewania się z wszystkiego co się porusza... To mi ostatnio zaprząta głowę, tym się zachłystuję, to mnie wkurza.
Czymże są owe swego rodzaju subkultury?
Nowo-twórcy, to wbrew pozorom nie młodzi twórcy kultury.
Papierosy, fajki, szlugi... Nazw jest dużo.
A efekt końcowy jeden
. Nowotwory płuc, rak przełyku, krtani, wargi, języka, rak jamy ustnej, rak trzustki, nerki...
Warto palić. Naprawdę warto palić.
Tym bardziej nie rozumiem filozofii, która popycha tzw. "młodzież" gimnazjalną oraz tą powyżej i poniżej (!), do pozbawiania się z każdymi kolejnymi czterema latami palenia,
do 20 lat życia... Idiotyzm?
Może. Cieszę się, że na tyle mi jeszcze nie odbiło.
A ludzie z PRL?
Dziwnie przycięte fryzurki - z tyłu dłuższe niż z przodu), skórzana czapeczka na zimę, trochę jak pilotka z odwiniętymi uszami, teczka, brązowy płaszcz i rękawiczki.
Brakuje już tylko tych okularów,
z półprzezroczystymi oprawkami.
I ta mentalność.
Nie do opisania.
Co do ostatniej kategorii...
Teraz już każdy kabaret naśmiewa się z polityków. Ludzi już to nie dziwi.
Polacy śmieją się z 'celebrytów', z dentystów, moherów, 'hipsterów',
polaków, niemców, żydów, chrześcijan, czarnych, białych, małżeństw, samotnych, matek, dzieci, ojców, synów, rodzin, bezdomnych, ludzi, zwierząt, roślin...
Za to ciężko nam się śmiać... z samych siebie.
A szkoda. Bo śmieszność nas samych oceniają inni.
A to już dla nas nie jest śmieszne.
A szkoda. Bo śmieszność nas samych oceniają inni.
A to już dla nas nie jest śmieszne.
Smutny jest ten polski brak dystansu do samych siebie.
A wbrew pozorom to bardzo przydatna cecha.
Czasami wydaje mi się, że wszyscy ludzie są jacyś dziwni.
Może to dlatego, że to ja mam jakieś chore skrzywienie i widzę wszystko jakby było dziwne.
Zaczynam gadać od rzeczy.
Chyba pora kończyć.
No więc - po pierwsze; Bliżej zespołu Muchy (wreszcie coś po polsku).
Po drugie - moje Radoactive. Być może znacie przebój ostatnich miesięcy o takim samym tytule. Mnie on trochę jednak nie odpowiada. Zdecydowanie wolę Kings Of Leon
i ich "promieniotwórczość" ;)
Do następnego wpisu, może jeszcze w tym tygodniu :)
Grażka
p.s: i jeszcze przesłanie, które swą prawdziwością zmiotło mnie z nóg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz