sobota, 1 marca 2014

Wiosna ludów.

Tak wiem, że nie ma jeszcze wiosny.

Ale jak dla mnie nie ma już sensu mówić o zimie, kiedy prawdziwa zima w Polsce trwała może 5 dni. Dlatego tym bardziej w tej sytuacji nie rozumiem tego tradycyjnego obrastania w tłuszcz 27 lutego, tego zbierania zapasów na zimę, która już dawno temu się skończyła.


Tymczasem na wschodzie - posąg w ogniu.

Wydaje się nie do ruszenia.
Ale upada. I to z takim łoskotem, że zaraz po igrzyskach odbił się czkawką nie tylko na Ukrainie. A razem z nim upada wiara w tę słynną już na świecie 'rosyjską demokrację'.


I pomniki Lenina.





Arogancja szerzy się jak zaraza. Jak pleśń.

Zaczyna się od kilku kromek, a kończy na całym chlebie.
Powoli przestaję wierzyć w ludzi mojego pokolenia i całą przyszłość ludzkości.

Gadam jak mój rodzony Ojciec.


Pewnie teraz, kiedy to czyta śmieje się, na swój śmieszny, acz uroczy sposób.
O ile uroczym można nazwać śmiech własnego rodzica  :D






Jutro kolejny wyjazd na narty.
Bo byłam już na nartach tydzień temu.
Wbrew brakowi śniegu.


 Mijając tandetne reklamy prezentujące obuwie regionalne, bogate zastosowanie owczej wełny czy skór, stwierdziłam że na starość zamieszkam sobie w górach, w jakiejś dziupli, którą będę określać mianem rockowej jaskini. I będę hodować kurczaki.

Broń Boże żeby je jeść.

Po prostu dla samego hodowania.
I będę tak siedzieć na tym zadupiu, z dala od tych wszystkich chorych ludzi, karmiąc drób i raczyć się słońcem, muzyką, zapachem kompostu.
Chyba się starzeję.








Słodkie obżarstwo.

Ogrom nauki.

Chamstwo, arogancja, duże mniemanie o sobie i swoim jestestwie.

Początek fascynacji Sky Ferreirą i jej muzyką.


2 tygodnie mojego życia w skrócie.
Jeszcze w przyszłym tygodniu czeka mnie kilka niespokojnych dni.
Pewnie będę się koszmarnie złościć. Już teraz to widzę.

Nie dam swoim domownikom spokoju.



I samej sobie też.




Kraj chyba już trochę ochłonął po IO.
Może pomógł lodowaty prysznic, po ostatnich 'spektakularnych porażkach' naszych sportowców. Nie ma załamki. Nie każdy jest tak cudowny i zawsze wszystko mu się udaje, jak może niektórym się wydaje.

A propos rymów.
Ostatnio nie mam siły pisać.
Zero weny.

Suche powietrze nie pozwala mi myśleć.
Tylko zapominać.









20 lutego obchodziłby 47 urodziny.

Na mnie osobiście jego historia, muzyka miała ogromny wpływ.
Tak naprawdę gdyby nie Nirvana i Kurt Cobain, nie byłabym pewnie teraz taką samą osobą.
Może byłabym fanką jakiegoś chorego boysband'u, albo innej alkoholiczki, określanej mianem piękności, o głosie przeciętniejszym niż takie typowe przecież jeans'y.

Dziś przeglądając swoją szafę, robiąc tym samym okresowy przegląd moich zapasów ubraniowych, znalazłam coś co jeszcze 2 może 3 lata temu założyłabym z największą przyjemnością.


Absolutnie najważniejszy element szafy, każdej słodko-naiwnej nastolatki, słuchającej dennych stacji radiowych, oglądającej horrory, ekscytującej się na widok chłopaka, który jej się podoba. Bluzki w stylu - mega obcisłe, ale to nieważne, bo mają fajny nadruk.



Coś w stylu jakiegoś rysunku,
kwiatuszki, twarze ładnych dziewczyn, napisy w stylu LOVE, albo jeszcze gorzej - nadruki ze swoimi ulubionymi 'gwiazdami' muzyki... Może z żalu za wydane pieniądze, a może z powodu mojej sentymentalnej natury, zostawiłam.
Kto wie co mi jeszcze przyjdzie do głowy..

Zawsze warto zabezpieczyć swoje zaplecze wizualne :)
Albo po prostu mieć co wspominać na starość.





Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że mam genialną panią od angielskiego.

Nie dość, że potrafi ogarnąć ten rozgardiasz jakim można określić połączenie mojej klasy i klasy równoległej i naprawdę zna się na tym co robi (w życiu nie znałam osoby, która będąc narodowości polskiej, czyli używając od niemal urodzenia tzw. słów szeleszczących, mówiłaby tak dobrze po angielsku fonetycznie ) to w dodatku zobligowała naszych biernych kolegów do zorganizowania wszystkim dziewczynom z klasy na dzień kobiet, kartek z życzeniami.

Ale nie kupionych kartek, tylko tych ręcznie robionych !

Szczerze wątpię, że tak w końcu się stanie, ale jeśli ktokolwiek taką przyniesie, to oddam ją komuś innemu. Nie pierwszy, nie ostatni raz.

Taka już jestem.
Zawsze najsilniejsza fizycznie, za to słaba psychicznie.
Ale staram się. Utwardzam. A wszystko zaczęło się w październiku 3 lata temu.

Kiedy raczej cicha dusza pewnej nastolatki z pierwszej klasy gimnazjum odkryła siebie w muzyce zespołu z lat 80. I zaczęła krzyczeć.
Z radości.















Wczoraj do sieci trafił teledysk do Temple, Kings Of Leon.
No i się zakochałam...  ;)


Przyznaję bez bicia, że jako fan nie słyszałam tej piosenki wcześniej.
Tak to jest jak masz wszystkie płyty danego zespołu, oprócz jednej.

W każdym razie teledysk jest przeuroczy.
Gif'y powyżej pochodzą właśnie z tego video.
Po prostu cudowne :)



I jeśli ktoś mi teraz powie, że ich ostatnia płyta nie umywa się do poprzednich
to teledysk wyjaśnia wszystko.
Spróbuj mieć dzieci, być światową gwiazdą muzyki rockowej...
.. i nie zarobić w twarz jak Nathan ;D




Przydałoby się kończyć.
Jutro - zapewne rankiem, znów wybieramy się w góry.
Znów będę się gapić w chmury, czytać idiotyczne teksty reklamowe, słuchać muzyki i czatować na fotoradary. Trzeba mieć jakąś pamiątkę z wyjazdu ;)



Pozdrawiam





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz