sobota, 3 maja 2014

Jeleń na autostradzie.

Tak kuriozalne.

Budka Suflera po mandaryńsku.
Jakiś facet, który śpiewał o paszportach i innych pierdołach.


Najdziwniejsza noc mojego życia. Nigdy więcej.





Mała owca ma głos jak alien.


Nie napisałabym tak, gdybym sama nie słyszała.
W dodatku ma żołądek jak czarna dziura.
Pochłania wszystko prócz obficie występujących pokrzyw.

Niepraktyczne, ale urocze stworzenie.
Przez pewien moment planowałam mieć w przyszłości domek na wsi.
Zmieniłam zdanie. Na razie, bo kto wie co mi jeszcze wpadnie do głowy.
Ale to był tylko jakże czarujący początek.




Później było już tylko śmieszniej, dziwniej i w końcu straszniej...
W kolejności rzecz jasna.

Tak dla mojej rodzinki zaczął się weekend majowy.
Co prawda on zaczął się nieco wcześniej,
ale typowy obraz majówki maluje się dopiero od wczoraj.

Od grill'a, przez zasypianie na stojąco, po kaca.
Ale nie było źle.

Po prostu skończyło się inaczej niż być może powinno.









Nie cierpię ludzi, którzy nic o mnie nie wiedzą, a zaczynają mi doradzać co powinnam w życiu robić.



Mam (w jakimś sensie) predyspozycje artystyczne.
Ale czy to oznacza, że muszę swoją przyszłość wiązać n.p: z komiksem ?


Takie idiotyczne, niesamowicie stereotypowe traktowanie mnie, sprawia że czuję jakby zawód moich rodziców, był dla mnie jakimś brzemieniem. Czymś co się dziedziczy.

Oczywiście, że tak nie jest, ale chwilami czuję
że może dobrze by było jakoś to kontynuować.





Myślałam ostatnio dużo o tym.
Może znienawidzona (i usprawiedliwiona) przez mojego Ojca grafika,
zawód ilustratora, albo może plakat/kolaże. Jeszcze nie wiem.

Za wcześnie.











" Nieważne kto dziś myśli.
Winię siebie.

Wczoraj był grudzień.
Dzisiaj jest maj.

Znak na mojej szyi.
To blizna.

Zrobiło się ciepło,
ale to mnie nie cieszy.

Ciągle się boję,
że osunie się ziemia.

Myślę,
że nie jesteś tym jedynym.

Myślę,
że jestem jeszcze za stara.

Jutro będzie pięknie.
Winię siebie.

Bo szalik jest za ciasny,
a ty nie należysz do mnie. "


Bez tytułu, 2.05.14










Ludzie ciągle zmieniają zdanie.

Irytujące.


Nie możesz być niczego pewnym.
Wszyscy się obrażają, zmieniają fronty. Zamykają drzwi.

Można mieć dosyć. Wszystko cię gryzie. Nie wiesz do kogo się uśmiechać, bo każdego trawi żółć. Taka paskudna, gorzka żółć. Fu.


Powszechna irytacja. Boli mnie noga.
I w dodatku nie wiem w co włożyć ręce.
Czytałam nową książkę, ale zrezygnowałam z samej sobie niewiadomych przyczyn.
Robiłam jakieś plakaty, ale wciąż czuję że zawiodłam. Czy siebie, czy innych to już inny temat.
I wzięłam się za czytanie lektury.

"Mały Książę" okazał się dla mnie tekstem tak prostym, że przeczytałam już 1/3 całej książki.



Myślałam, że będzie trudniej, ale po cichu liczę że na lekcji zrozumiem więcej.


Cudownie jest mieć pedagoga, który sprawia że coś niezrozumiałego,
staje się jasne. Niektóre teksty brzmią jak nieklejąca się do niczego paplanina.
Jeszcze raz powtarzam - cudownie jest mieć pedagoga, który rozjaśni wszystko.







Jutro niedziela.


Dzisiaj nie boję się poniedziałku.
Dziś poniedziałek (przynajmniej ten najbliższy) oznacza czas wolny od obowiązkowych zajęć szkolnych. Uwielbiam chodzić do zespołu szkół. Uwielbiam czas matur.



Na zakończenie element muzyczny.

Nirvanax2.


Oba te tytuły brzmią tak jakby były stworzone do tego by stać obok siebie.
Do tego elektronika - Boys, Ferreiry.


Mam nadzieję, że do następnego wpisu uda mi się zapanować nad szarością,
która pojawia się w mojej głowie (nie, nie chodzi o szare komórki) i stała się tematem i kolorem przewodnim dzisiejszego wpisu.

Może pomoże mi kolor 'Family Tree' ?

Tak. Już działa ;))



Do następnego wpisu,
Grażka





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz