sobota, 7 czerwca 2014

Maraton sprawdzający.

Tuż przed końcem roku szkolnego, gdy słońce sprawia, że w szkolnych murach czujesz się jak sardynka zamknięta w puszce i wrzucona do mikrofali.

Kto w takiej sytuacji wymagałby wiedzy z całego roku i to na już.
Pytam kto?





Nie pisałam całe 3 tygodnie.
Nie spodziewałam się i w sumie też nie planowałam takich opóźnień.
Lepiej niż w polskich kolejach ;)


Ostatni miesiąc przed końcem tych trzech szalonych lat, to przygotowania, które nie wyglądają raczej na coś poważnego. Do tego garść niedojrzałych wygłupów, wagarów, karaoke na zastępstwach, nerwów, złości, niepewności ściągania odpowiedzi na testy końcoworoczne, oraz innych tak dziwnych w tej masie rzeczy.
Czekam tylko jak pod koniec roku wszyscy będą płakać.

I ja pewnie też.





Od ponad 2 tygodni jestem uświadomiona na co mam alergię.
Więc nici z kotka.


Z resztą z moim sceptycznym, aczkolwiek kochanym ojcem, nie ma przebacz.
Nawet na rybki nie ma co liczyć.


Ewentualnie padnie propozycja wszy, albo roztoczy.
I co tu wybrać, jak tu taki bogaty wachlarz kuszących propozycji.





Jakkolwiek.
Dzieci szaleją, ptaki śpiewają w środku nocy, bez przekwita, a w naszym domu było ostatnio więcej kwiatów niż np. rok temu. Od 12 w wazonie stale róże.
Tylko teraz jakoś tak ich już brakło.

Dzień Matki, a wcześniej imieniny mojej Rodzicielki.
Cieszę się, że mam taką a nie inną Matkę.
Bez niej pewnie wiele razy siedziałabym w depresji.
Kocham ją i życzę wszystkim matkom, siły.
Po prostu.








" Dzieci rozdają kwiaty na ulicy Nowej.
Z nieba cieknie wodospad gorącej czekolady.
Tak niefortunnej z początku czerwca.

Słońce triumfalny wykonuje taniec.
A chmury zniknęły za horyzontem.
Starcy pogłębiają swoje zmarszczki.

Na ławkach siedząc w południe. "

Południe, 31.05




Kocham patrzeć w dal.
Czekać z utęskieniem na chłód, który przynosi wieczór.
Na niosące się echem rozmowy sąsiadów, opijających nadejście weekend'u.
I magia zachodzącego słońca. Nie sposób jej uchwycić.
Tak jak mgła i zabawy z laserem.
Cudowne, ale również koszmarne do uchwycenia.


Na pewno lepiej ogląda się wystawy gdy robi się luźniej.

I na pewno poprzednia sobota była bardzo radosna i bogata w rozmowy.
Za to niedziela choć być może powierzchownie zwyczajna (bo oczywiście zawsze trzeba biegać po tych idiotycznych festynach by dobrze się bawić) była bardziej zamkniętym na naszą czwórkę świętem. A ja zrobiłam to co zawsze było dla mnie ameryką.
Zrobiłam sobie wspólne zdjęcie z bratem w foto-budce.
No magia.
Zawsze mnie ciągnęło do takich cudów techniki.
Będę miała pamiątkę z dnia dziecka na całe życie.
A przynajmniej mam nadzieję, że tyle to zdjęcie wytrzyma.
















Pokochałam zdjęcia Ross'a Halfin'a.
Tak znane jak np. czarno-białe Guns 'n Roses, rozpoznawane szczególnie przez charakterystyczne oświetlenie. Albo Green Day zawinięci w flagę USA.

Albo te powyżej.
Ten znaczek - oznacza jakość sygnowaną nazwiskiem Ross Halfin.


Mam nadzieję, że skoro sam Ross Halfin także jest z nimi w trasie Mechanical Bull, to może będzie i za tydzień. Bo ja mam nadzieję, że będę. Choć ostatnio wszystko wisi na włosku.
Po cichu liczę, że to jeszcze nie teraz. Zaciskam kciuki.
Ale w tej kwestii, nikt nie zna dnia i godziny.
I ten dzień, może być każdym.





Płonie przyjaźń.
Gruzy zalewa krew.
Ludzie żyją dalej, a ataki trwają nadal.
Z obu stron.

Ten cały ukraiński barszcz jest już tak krwawy, że nie przypomina już barszczu.
I całe to szaleństwo zdaje się ludziom już powszednieć.
Tak chyba jest zawsze.



Beznadzieja. Sama tego nie potrafię pojąć.
I tego jak matki bawią się swoimi lalkami, mimo że lalki są żywe.
Zrywają się ze sznurów, lecz żyją jak im kiedyś pokazano.
Nie potrafią kochać głęboko, tylko opakowanie.
Bo tak je wychowano.
Zakładają maski, bo ludzie nie rodzą się w opakowaniach.
Płaczą syntetycznymi łzami,
które brzmią w uszach ślepców jak prawdziwe.
Królowe jednej nocy.
Królowe z biednego osiedla.

Nic dodać, nic ująć.
Chyba każdy wie o co chodzi.

Trzyletnie księżniczki z plastiku.

To jest po prostu okropne. Tak dziękuję moim rodzicom, że nigdy nie pchali mnie w ten sposób do niczego i nie uczyli mnie traktować naturalność jak chorobę społeczną.
Jak zaburzenie.







Lenny niedawno miał urodziny. 50.
Fajnie było sobie przypomnieć na czym się wychowywało.

Więc, wszystkiego najlepszego :)



Pseudo bronx.

Lubię to określenie.
A jest to zbiór zachowań, + ubiór i samoocena pewnych gwiazd muzyki.
Taki niby luz w gaciach, a wszystko to takie pozowane i grane, że aż boli.


Ja zdecydowanie wolę ludzi, którzy nie grają.
Syreny naprzykład. Czyli nowy Artur Rojek.
Albo legendarne Babe I'm gonna leave you, Led Zeppelin.
 Młoda Lorde i Royals.
No i Notion. KOL.


Mam stresa przed zbliżającymi się dniami.
Ale mam nadzieję, że wszystko się uda.
Oby.

Grażka



p.s: to już za tydzień ;))





1 komentarz: