czwartek, 31 lipca 2014

Żal za winy.

No to minęły kolejne tygodnie.
Konkretnie 2.


Pełne radości, dyskusji, zajęć domowych, spotkań i wyjść na miasto.
Tak właśnie było.





Powietrze nadal pachnie deszczem.
Ale tylko pachnie, bo upał nadal jest chwilami nie do zniesienia.


A ja czuję się jakby czas się zatrzymał.
Dziś ostatni dzień lipca, a ja od kilku dni tkwię w punkcie który jest wstecz.
Dni przeciekają mi między palcami jak woda. Połowa wakacji za nami.
Strasznie szybko. I nie mogę się do końca z tym oswoić, bo nagle okazało się, że tego całego czasu wcale nie jest tak dużo. I tyle.




 





 Nigdy nie lubiłam tęsknić.

Ale teraz mam pełną świadomość.



Tęsknota smakuje słono. Łzami.
Gorzko, myślami. I słodko.
Wspomnieniami.

Tak żałuję swoich emocji, bo nie zawsze stawiałam je odpowiednio do sytuacji.
I teraz prawie 2 miesiące później jestem zła.
Bo byłam i jestem cholernym tchórzem.

A tego tchórza kochał pewien wspaniały Dziadziuś, który obiecał mi kiedyś, że zabierze mnie na ryby. I teraz go nie ma.



I brakuje mi go. Może nawet bardziej przez to, że Babcia nie rozmawia o nim tak samo.
Inaczej.


I tęsknię za moim Ojcem, który zmaga się ze wszystkim.
I tęsknię za czasem kiedy też się zmagał. I znowu to słowo - inaczej.


Wszystko zmienia się tak szybko.
Jest inne już dziś.
A co będzie jutro ?









Siedzę teraz, żuję kwaśną taśmę żelkową i myślę o tym co jeszcze muszę zrobić.

W ciągu tych 2 tygodni wiele się działo, a teraz z początkiem sierpnia jeszcze się rozkręci.
Co chwila jakieś pseudo-wyciągające kasę-promocje, które muszę lub przynajmniej powinnam odwiedzić. Sklep taki sklep siaki. Kawa i ciastko w cukierni i dalej na podbój miasta.
Szaleńczy bieg, który zdecydowanie szybko się napędza.
I jeszcze szybciej gaśnie.
A już w sobotę targi.
Na to oszczędzałam teraz szczególnie pieniądze.
Oczywiście mój obecny zapał to przerost formy nad treścią, ale jestem to sobie w stanie wybaczyć, bo co by nie było, jakieś fundusze zawsze zostaną.
Jestem okropnym liczykrupą.
Dopiero teraz to zauważyłam. Albo dopiero teraz dostałam takiej szewskiej pasji.


Nieistotne.


Jutro urodziny obchodzi ktoś kogo zobaczyłam na ulicy,
i po prostu wiedziałam że to przeznaczenie.
Ktoś kto mnie pociesza gdy się denerwuję.
I zwyczajnie wie, kiedy przyjść i zawsze na mnie czeka. Co wakacje.

I nie ważne, że jutro skończy 80 lat.
Psich oczywiście:)









Głupie gadanie, jeszcze głupsze mądrości, które staramy się przekazać jako własne przepisy na właściwe postępowanie w życiu. Zabawne, że kiedy raz robimy głupstwo, to potem żałujemy. Ale robimy to tak, aby okazało się że to nie nasza wina. Śmieszne i smutne.
A jeszcze bardziej absurdalne.

Pokochałam to słowo.
Absurdalne.


To jest właśnie to słowo, które w doskonały wręcz sposób określa pewien typ człowieka.
A raczej jego stanu umysłu.
Taki po prostu absurdalny.











Jutro kolejna eskapada. O ile znów nie będzie straszyć burzą.

Ostatnio znalazłam bluzę z nadrukiem jak z filmu o tych co tropili duchy. Teraz zapomniałam tytułu. Ale piosenka tytułowa dalej chodzi mi po głowie.

Tak jak Coming Back Again Kings Of Leon.
Cudowne.



Brak mi pomysłu co napisać więcej.
Może po prostu, że : mam fazę na deseń w kropki, na kolor miętowy, malowanie paznokci, rozpieszczanie mojego genialnego psa, na kurczęta, targi (które zaczynają się lada moment), spotkania z Igą i Filipem, wygłupy z moim bratem, rozmowy z Mamcią, dyskusje z Babcią, sentymentalne zdjęcia, ciuchy z duszą, genialne filmy o kobietach, dziecięce marzenia, muffiny i na życie.

Tak. Mam fazę na punkcie życia.

Do następnego wpisu :)
Grażka




ps: tak to jest zielony.

tak jak i to...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz