czwartek, 17 lipca 2014

Od papryki, do polityki.

To będzie taki miks.
Długo nie pisałam (dokładnie od 2 tygodni), a jest o czym pisać.

Były łzy, był dramat po brazylijsku, były wrzaski zza okna, tłuczone szkło, ale były też zmiany, spotkania i pożegnania, trochę wypieków (także tych na twarzy),
wolnego czasu, było matkowanie, oddział domowej rekonwalescencji,
porzeczki i wiśnie na przemian.

Bo od tygodnia jestm tu.

U Babci.









Ale zacznę od początku.


Jeszcze zanim tu przyjechaliśmy trwały półfinały mundialu. Jedna wielka popijawa.
Wakacyjne echo niosło głosy rozśpiewanych sąsiadów. Mnie tylko zastanawiało do kogo oni tak śpiewali. Do kogoś konkretnego? Do samego siebie, na cześć trunku którym właśnie się opijają, w stronę nocy.... ? Wtedy dopadła mnie letnia melancholia :)

Powietrze pachniało deszczem, a brazylia po kilku minutach była już stratna 5:0.

A dramat trwał i trwał.
I nie miał końca.

Pierwsze 5 bramek w ciągu 28 minut od rozpoczęcia spotkania. Nie mieli szans.
Stawiałam na niemców. Nie zawiodłam się.



A potem tylko płacz, nie słabnące emocje.
Zawały.


Bo to tylko mundial.

Przejazd niemieckiego czołgu. Kufel niemieckiego piwa.
A na przeciw pojedynek który został rozstrzygnięty w rzutach karnych.

Tak jak zazwyczaj meczy nie oglądam,
fabuła mnie wciągnęła.




Było co oglądać.





Przyjechaliśmy baardzo późno w nocy.

Następnego dnia zostaliśmy sami.


 Nasz wielofunkcyjny - ;) - Ojciec odjechał.
Babcia krótko później.

Cały dobytek pozostał więc na naszej wspólnej głowie.
Chwilami było nerwowo, ale daliśmy radę.
Nakarmić - kury i kurczęta, koszenie trawy, psy - wypuścić, zebrać wiśnie i porzeczki, nakarmić - kury, ogórki do sałatki, obiad, wyprowadzić - kury,
chwasty wyzbierać, jajka - zebrać, zamknąć - kury...

I tak w nieskończoność.
To tylko brzmi tak strasznie.
Wbrew pozorom, jeśli możesz trochę poniańczyć kurczęta, do szczęścia nie jest Ci nic potrzebne. No może jeszcze słuchawki, książka, garść wiśni, lemoniada z lodem (takim jak na zdjęciu poniżej), miejsce na trawie pod orzechem, może koc i szczypta spokoju.

I jest cudownie.
Naprawdę.





Kings Of Leon odbierają nagrodę za 'Złoty Album' w Polsce.






Od dłuższego czasu nic nie piekłam, ani nie smażyłam, ani nie gotowałam.

Wzięłam się za siebie.
I upiekłam.

Kruche babeczki z nadzieniem porzeczkowym (czerwona i biała), borówkowo-malinowym i wiśniowym. Trzy wersje, ale ze względów czysto ekonomicznycb większość była porzeczkowa.
Bo porzeczek w ogrodzie jest po prostu za dużo.

I są fatalnie kwaśne.


Pierwszą partię zrąbałam, bo dodałam za mało cukru do nadzienia z porzeczkami.
Ale następnego dnia, było już tylko genialnie. Nie potrafię popełniać błędów z honorem. Bo byłabym świetnym cukiernikiem ;)






Muszę w końcu zacząć czytać książkę, którą wzięłam ze sobą.
Tyle rzeczy wzięłam, a nie mam czasu się nimi zająć po ludzku.
Mam wyrzuty sumienia z tego powodu.


Nadźwigam się, a i tak nic mi się nie przyda.




Dobrze, że nie ma jakichś koszmarnych upałów, bo ok. 30 stopni Celsjusza mózg ścina mi się jak białko. I nic mi się nie chce. Na szczęście od kilku dni pogoda z nikąd zaskakuje deszczem.
Pozytywnie.


Jest tyle rzeczy, naprzykład ten deszcz, o którym mogłabym pisać.
A brak mi weny. Totalnt, beznadziejny, fatalny brak pomysłów na cokolwiek.
Martwię się, bo jeśli tak dalej pójdzie chyba całkiem stracę werwę i motywację,
żeby rozwijać swoje przemyślenia. Żeby nie myśleć tak przyziemnie.

Śpię do późna, mam chore sny.
A i tak nie potrafię nic napisać.



Cholercia, znów zaczynam pisać o pierdołach.












Dziś wraca Babcia.




Pewnie znowu napiszę za 2 tygodnie.
Kto wie skąd i o czym.


Uzupełniam letnią playlist'ę:


U2 - Warto chodzić.

Jessie Baylin - Radość jest podejrzana jeśli chodzi o deszcz.

Dawid Podsiadło - Mówi nie.

Nirvana - Można hodować zwierzęta.

Pixies - Koniecznie odwiedzić miasto indie.

One Republic - Wie, że miłość się kończy.

Haim (prosi) - Nie oszczędzaj mnie.

A KOL ma wrażenie, że to koniec dziejszego postu.




Rok temu napisałam :



Na dziś wystarczy.

Jeszcze tyle przede mną
i wszystko to postaram się opisać.

Na ten moment myślę nad zmianami w budowie nagłówka, że robi się coraz później, oraz jakie to po pierwszym dniu zakupów mam genialne koszule. "
( z 'Inny tlen', 16.07.13)


Zgadzam się w pełni.
No może oprócz koszul, bo jak dotąd nic jeszcze nie kupiłam :)


Do następnego wpisu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz