czwartek, 23 kwietnia 2015

Nie wiem co napisać.

I to jest chyba mój problem. Tylko, że na to nie ma żadnej refundacji z Ministerstwa Zdrowia. I nikt tego nie leczy. Niby to nie choroba, ale czuję się jakbym miała całoroczną grypę.

Z tym się trzeba uporać samodzielnie.
I to boli.



Dlaczego przestałam pisać?
Nie znajdowałam efektu, z braku czasu, braku weny... Do wyboru do koloru.
Społeczeństwo i tak mnie oceni. Ale zmieniłam się trochę. Znowu.
Zaczynam być tym samym zakopleksionym dzieckiem, którym byłam pod koniec podstawówki.
Zaczepęłam znowu grać, walczyć o swoje pięć minut kosztem własnego samorozwoju.
Chciałam coś znaczyć.

Ale co z tego, kiedy teraz czuję się tylko gorzej.
Z samą sobą. Ze swoim sumieniem. Z rzeczami które przeciekły i przeciekają mi przez palce na własne życzenie.




Czuję się teraz jak na spowiedzi.

Tyle chociaż, że nie muszę na nic przytakiwać i gapić się jak znudzony siedmiolatek w słoje na drewnianym konfesjonale.









Już prawie rok jak mnie tu nie było.

W między czasie zdążyłam zostać chrzestną, poznać nowe osoby, które zmieniły co nieco w moim życiu, przypomieć sobie o swojej platonicznej miłości, zacząć z powrotem pisać i znów przestać, rozpocząć próby gry na pękniętej gitarze ( klasycznej, co sprawia mi straszny ból, bo nigdy nie chciałam grać na klasyku/akustyku ), zamknąć się w sobie, zawalić kilka spraw.

A to i tak nie wszystko. Problem w tym, że gdy sprawy się dokonały postanowiłam o nich zapomnieć.


Może nawet lepiej.
Tylko coś czuję, że będą mi się w przyszłości odbijać paskudną, gorzką czkawką.






Głogowiec oplata mą twarz,
tasiemką owija me myśli.
Gdzie jestem teraz?
Czuwam, śnię, marzę.

Poświęcam chwilę na krajobraz,
i wracam.
Do rozrachunku i życia,
i cierpię katusze.

Samotwórcze problemy,
tanczą we mnie przez noc.
Jest mi gorzko, słono, słodko.
Jest źle.

Pragnienie piękna,
oszukane szczęście.
Zasłaniam okno,
idzie noc.

22.01.15




Na tablicy pod planem lekcji i kalendarzem napisałam ostatnio :
Zielona herbata, proste plecy, wdechy i wydechy. Czas zmarnowany nigdy nie powróci. 

To jest chyba właśnie to.
Co prawda, mój najdroższy braciszek kiedy to zobaczył był przerażony,
Ale czy nie o to właśnie chodzi?

Carpe diem.

Nie ma co marnować życia. I choć wiele rzeczy nadal marnuje mój czas, to zamierzam to zmienić. Małymi krokami, ale próbuję. Walczę. O siebie i świat o którym marzyłam.
Niech to będzie taki nowy początek.


Mam nadzieję, że ktokolwiek to przeczyta.
A jeśli nie to trudno ;)


Pozdrawiam,
G.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz